Jak to bywa, dziedziczka rośnie dzięki przejęciu moich czarnobylskich genów jak na mutagenie i w końcu wyrosła z fotelika Hamaxa. Chcąc kontynuować dumną tradycję wożenia rzeczonej na lody, po krótkim badaniu rynku zanabyłem drogą kupna przyczepkę WeeHoo i-Go Turbo.
To był najkrótszy wstęp do artykułu jaki kiedykolwiek napisałem.
Kilka lat wcześniej miałem fotelik WeeHoo mocowany na ramę, więc w sumie – wspieram markę.
Zdecydowałem się na tę przyczepkę z prostego powodu – chciałem, aby dziedziczka miała możliwość pedałowania podczas jazdy. Poza tym przyczepka posiada niewielkie sakwy na drobne przedmioty oraz jest uniwersalna, więc mogę ją ciągać za dowolnym z moich rowerów. Fotelik jest regulowany,
Same zalety.
Opisowo.
WeeHoo i-Go Turbo to przyczepka dla dziecka od ok 4 lat do może 8-10, zależnie od wzrostu. Producent zaleca wagę klona do 36kg. Dziecko ma możliwość pedałowania, jednocześnie siedząc wygodnie na foteliku. Sam fotelik jest przesuwany na bomie, co pozwala dostosować przyczepkę do wzrostu dziecka.
W przyczepka Turbo jest najprostszym modelem z możliwością pedałowania w ofercie WeeHoo, jest jeszcze przyczepka na dwa klony oraz wyprawowa, co sprowadza się do większych sakw.
Do przyczepki można dokupić szereg akcesoriów, takich jak daszek, stopka lub bagażnik. Standard.
Przyczepka przyszła w sporej wielkości pudle w kolorze nie pamiętam, bo to było dawno temu.
Pierwszym odczuwalnym parametrem i-Go Turbo jest waga. Praktycznie cała konstrukcja jest stalowa, co niekoniecznie jest wadą, w końcu będzie na tym wożone 20+ kilo białka. Złożenie maszyny do kupy było stosunkowo proste, producent zresztą dostarczył czytelną instrukcję montażu.
Całość, po złożeniu i zaczepieniu o rower wygląda tak ( tutaj już po modyfikacjach o których piszę niżej ):
Tutaj pokazuje się pierwszy zgrzyt. Elementy konstrukcyjne są łączone za pomocą stalowych skobli z zawleczką z drutu. Na połączeniach nie ma żadnego naprężenia wstępnego. Pomiędzy elementami łączonymi skoblem jest po złożeniu gigantyczny luz przez co przyczepka się telepie podczas jazdy po wszystkim co nie jest welodromem.
I to nie "telepie", ale okrutnie dzwoni i klekocze.
Mimo tego, dziedziczka przyczepkę zaakceptowała po pierwszych 200 metrach jazdy.
Te 200 metrów od razu pokazały, że i-Go jest prosty w prowadzeniu, aczkolwiek trzeba pamiętać, że przedłuża ona rower o jakieś 1.5 metra, co w połączeniu z długim dyszlem powoduje, że nabrałem szacunku do kierowców ciężarówek z naczepami, gdyż skręcanie z i-Go wymaga odrobiny uwagi. Jednak jeździ się z przyczepką dużo wygodniej niż z fotelikiem na ramę.
Niestety, od tych 200 metrów zaczęły wychodzić problemy...
Na pierwszy rzut ucha trafia fakt, iż łańcuch w napędzie okrutnie telepie się w fabrycznie prowadzących go rurkach. Jak bardzo? A no na tyle, że podczas jazdy praktycznie nie da się prowadzić rozmowy z osobą obok, bo po prostu zagłusza to szuranie i stukanie łańcucha.
Powód takiego stanu? Rurki prowadzące są zrobione z twardego plastiku, a nie z czegoś specjalnie do tego przeznaczonego. Problem nie jest nowy, w środowisku rowerów poziomych jest znany od lat i już dawno temu rozwiązany za pomocą poliuretanowych rurek pokrytych teflonem. Ja sobie z tym problemem poradziłem za pomocą rurek do węży ogrodowych, co może nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale jest rozwiązaniem cichym.
Również na pierwszym razem okazało się, że możliwość pedałowania jest iluzoryczna, gdyż... zamknięta w plastikowej osłonie korba, konkretnie jej zębatka, jest fabrycznie krzywa, przez co ociera o osłonę. Kręcić korbami się da, ale jest to wybitnie utrudnione. Jakiś czas później, po krótkim rozgrzebaniu tejże osłony zobaczyłem korbę będąca najpodlejszej marketowej klasy – takiej jaką dziedziczka ma w jej własnym rowerku. Tyle, że jej rowerek kosztował ósmą część tego co przyczepka. W jej rowerku korba jest również prosta.
Po jakichś (sprawdza na mapie gdzie w drodze na lody standardowe jest odcinek szutrowy) sześciu kilometrach wyszła na jaw następna wada przyczepki i-Go.
Otóż – głowica którą łączymy z przyczepkę z rowerem obejmuje sztycę podsiodłową. Jednak nie bezpośrednio, ale poprzez redukcyjną tuleję nakładaną na tę sztycę – producent dodaje sześć takich tulei na różne rozmiary sztyc.
Problem jednak w tym że ani głowica, ani tuleja nie są zabezpieczone przed przesuwaniem się wzdłuż sztycy. W efekcie podczas jazdy gdziekolwiek poza welodromem, ta tuleja oraz głowica, i w efekcie również przyczepka, podskakują wzdłuż sztycy. Problem rozwiązałem za pomocą opaski zaciskowej ograniczającej "skok", ale bądźmy szczerzy, w ogóle nie powinien on wystąpić.
No dobra. Na początek kilka kiksów było. Dziedziczka jednak skora do pedałowania nie jest, więc największy problem jej nie dotyczy. Od marca, czy tam kwietnia do dzisiaj wożę ją na przyczepce. Co weekend 30-50km wpada, łącznie jakieś 1500km. Czy coś się zatem przez ten okres przydarzyło?
Po pierwsze – jeżeli planujecie zakup WeeHoo I-Go w dowolnej mutacji, upewnijcie się, że rower do ciągnięcia tejże przyczepki będzie posiadać pełne, długie błotniki. Inaczej wasza pociecha będzie konsumować to po czym jeździcie. To akurat nie tyle wada samej przyczepki, ale charakterystyka tego jak jest zbudowana i jest de-facto cechą każdej niezabudowanej przyczepki.
Jeżeli zaś chodzi o obiekt niniejszej recenzji.
Sakwy z modelu Turbo spełniają także funkcję błotnika. Niestety, nie spełniają jej dostatecznie dobrze, i część syfu podnoszonego przez koło przyczepki ląduje dziecku za kołnierzem lub zsypuje się na fotelik. Jest to raczej denerwujące i przynajmniej model Turbo, z jego krótkimi sakwami, powinien mieć pełny błotniczek.
Same sakwy są rozwieszone na wykonanym z drutu stelażu i niestety nie są w żaden sposób usztywnione od strony koła. Sam stelaż posiada mikry prześwit pomiędzy oponą. Efekt – próba włożenia do sakw czegokolwiek o kształcie innym niż idealny kończy się ocieraniem wybrzuszonych sakw o oponę. Mocno to irytujące i wymagało abym zrobił siatkę z zaciskowych opasek aby problem rozwiązać.
Same sakwy są raczej małe – ja wożę jedynie U-Locka oraz malusi plecaczek z kotwicami cywilizacji ( telefon, dokumenty itd ) oraz narzędziami. Próba wsadzenia czegoś więcej skończyła się destrukcją zamka w jednej z nich. Moja kulpa, chociaż zamki mogłyby być bardziej odporne na śmierć...
Sam fotelik wydaje się być w porządku ( nie wiem, nie siedzę na nim :) ), młoda nie narzeka, bez problemu się sama zapina i odpina. Jedynie czego można się doczepić, to fakt, że do zdjęcia tapicerki trzeba rozkręcić stelaż.
W miarę jak przyczepka była eksploatowana coraz bardziej wychodził babol którego powinienem zauważyć wcześniej. Otóż górny skobel, łączący głowicę z dyszlem, włożyłem zawleczką do góry. Producent nie wyspecyfikował, więc włożyłem byle jak. Otóż nie jest to takie dowolne...
Zawleczka zabezpieczająca skobel przed wypadnięciem działa na takiej zasadzie, że nie pozwala temóż skobelkowi przekręcać się i w efekcie ruchem precesyjnym wybrać wolność. Jest to niezbędne zabezpieczenie. Problem w tym, że zawleczka ta, jeżeli umieści się ją na górze głowicy, przekręci się tak, że klinuje się i szlag ją trafia. W mojej przyczepce moment ten przyszedł po ok. 6 miesiącach od kupna przyczepki. Klnąc nieco zabrałem się do wymiany skobelka na śrubę, gdyż chciałem przy okazji pozbyć się problemu klekoczącego dyszla – skobel pomiędzy bomem a dyszlem poszedłby do głowicy, zaś sam bom bym na sztywno skręcił z dyszlem.
I wtedy czara goryczy przelała się ostatecznie...
Gniazdo w które łączy bom i dyszel zaczęło pękać... Pamiętacie narzekanie moje na klekoczące elementy – otóż dlatego jest to problem. Bom uderza o dyszel i każde takie uderzenie rozbija nieco gniazdo. Aż w końcu materiał się poddaje. Po skręceniu na sztywno nie jest to może problem, ale w wyraźny sposób pokazuje to klasę wykonania i projektu przyczepki.
I tutaj ostatecznie jestem w kropce.
Funkcjonalnie przyczepka mi odpowiada. Młoda jest zadowolona, nawet jeżeli nie pedałuje. Mnie dużo łatwiej się prowadzi rower z przyczepką niż z fotelikiem. Pod tym względem jest dobrze, nawet bardzo dobrze.
Słabym elementem WeeHoo i-Go turbo jest nieprzemyślana konstrukcja. Co więcej klasa dobranych komponentów ( korba! ) urąga standardom sprzętu za prawie 2000zł. Projekt jest na tyle zły, iż po niespełna 2000km przyczepka ulega autodestrukcji. Oczywiście, zgodnie z furą certyfikatów, robi to bardzo elegancko, ale nie mogę zignorować faktu, iż to robi. Co kilka tygodni w przyczepce coś się dzieje.
I jestem tutaj w kropce. Jeżeli przyczepkę odeślę na gwarancję, to dziedziczka mi tego nie wybaczy bo pewien sklep rowerowy ( wiecie kim jesteście ) ma aktualnie problemy z obsługą gwarancji. Poza tym nawet w najlepszym przypadku to 5-6 tygodni bez co weekendowych wyjazdów na łakocie. Jeżeli naprawię pęknięcie samodzielnie, spawając dyszel i bom – rzeczona gwarancja odleci w dal, a biorąc pod uwagę problemy do tej pory, wizja korzystania z i-Go przez 3-4 lata wydaje się być mocno utopijna. Z drugiej strony, jeżeli dostanę znowu produkt tej samej klasy, to wyjdzie na to, że co pół roku będe wysyłać przyczepkę na gwarancję.
Ogólnie:
Pomysł: 10/10
Wykonanie: 2/10
Legia - Wisła 2:1