Witam w wycieku co bardziej uformowanych treści będących odbiciem mojego raczej nieco zwichrowanego umysłu.
Od jakichś trzech tygodni męczę koncept rockringu mocowanego bezpośrednio do zębatki. Założenie jest takie, że rockring ów pracuje jak prowadnica łańcucha i posiada wypustki N/W naprzemiennie z zębatką. W efekcie łańcuch traci jeden stopień swobody, chronimy zębatkę, chronimy nogę i nie trzeba stosować dziwnych prowadnic łańcucha.
Jak na razie nie udało mi się łańcucha zrzucić, ale mam za mało nakręconych kilometrów. Zresztą dopiero pojadę w górki aby odpowiednio pomęczyć sprzęt.
Jeżeli moje podejrzenia się sprawdzą, to taki rockring powinien przedłużyć okres użyteczności typowej zębatki N/W na tyle, że jej zużycie nie będzie sygnalizowane losowymi zrzutami łańcucha, ale tradycyjnie - rekinimi ząbkami. Oczywiście oznacza to, że za rok/dwa wszyscy będą robić takie rockringi do swoich zębatek.
Pamiętajcie zatem skąd ten koncept przyszedł.
W testach - zostało jeszcze opracować sposób na przepływ błota przez basz, bo pewno w bagnie się zapcha. Otwartą kwestią jest jeszcze problem szerokości wypustka zazębiającego się z łańcuchem.
Tak na marginesie - jest to pierwszy zapowiadany enduro koncept.
Mam w ęduraku kasetę 11-50 pożenioną z przerzutką Shimano Deore RD-6000-GS. Generalnie, działa to, ale nie jestem zadowolony z jakości zmiany biegów. Kwestia jest taka, że Deorka została przeznaczona do pracy z napędem 10sp i kasetą 11-42. Na 11 rzędach radzi sobie "natywnie" z 11-46, tak jak i reszta oferty Shimano o podobnej konstrukcji.
Problem leży w offsecie górnego kółeczka przerzutki - a raczej w jego zbyt małej wartości względem wymaganej do obsługi kasety 50T. Testowo zatem zaprojektowałem i wyfrezowałem coś takiego:
Czyli pokłosie dawnych Rad-Cage z OneUp. Powinno obsłużyć 11-50 i 11-52. Testy... jak wrócę z urlopu.
Szanujące się szosowe ofiary mody jeżdżą teraz tylko na zmutowanych wózkach przerzutki z kółeczkami o rozmiarze 18T na łożyskach ceramicznych. Na przykład firmy Ceramicspeed. Pomijając podejrzany sens oszczędzania 0.1W za 1500 dolców... Chińscy kapitaliści podchwycili trend i oferują teraz aluminiowe zamienniki w rozmiarach od 12 do 18T.
Kocham ten kraj.
W każdym razie rozmiary "parzyste" są też dostępne w mutacji Narrow/Wide, którą to zanabyłem drogą kupna:
Sens tego aktu jest taki, iż naprzemienne ząbki zawsze zwiększają trzymość... trzymaność... natrzymność... FU! chęć łańcucha do pozostania na zębatce. Aktualnie testuję to w dwóch rowerach i planuję stworzenie wózka do ZEE w trzecim rowerku. Na pierwszy rzut oka taka 12T świetnie nada się jako małe ulepszenie jako zamiennik dolnego kółka przerzutki. Tak na marginesie - mają w środku ceramiczne łożyska... więc jestem pełnym pozerem - mam rower z karbonem i ceramicznymi (ok, jednym) łożyskami.
Było wideło w języku zulu-gula, teraz będzie tekst.
Opinie na temat tarcz z radiatorami Shimano są podzielone - jedni chwalą, drudzy narzekają, że kanapka z dwóch stalowych dysków w roli chleba i aluminium jako wkładki jest delikatna. Niemcy zaś testują na tyle skutecznie, że aluminiowy rdzeń wycieka zeń strugami.
No i są ładne, a ja lubię ładne rzeczy. Niestety, posiadam uraz psychiczny który nie pozwala mi na posiadanie w rowerze tarcz w różnym wyglądzie, a piasty centerlock mam tylko z tyłu. Taki lajf. Mój ból jest taki, że te tarcze z radiatorami się mi podobają, a KCNC Razor po roku z kawałkiem lekkiego dh stał się płaski tylko w przestrzeni Minkowskiego.
No więc szukając nowych tarcz do Włóczęgi znalazłem w dobrej cenie chiński remiks tarcz Shimano w postaci tarcz 'Enlee'. Identycznych, przynajmniej z wyglądu, do tarcz Superstar Alpine Evo lub Uberbike Radiator. I pewno jeszcze dwudziestu innych firm których nazw nie znam. Kupiłem dwie tarcze 160 bo były tanie - 18 jednostek demokracji i wolności osobistej za tarczę pływającą, na pająku, z radiatorem i na dokładkę niebieską. Siatap and tejk maj many.
Czas na galerię produktu:
Koniec galerii produktu.
Po czterystu kilometrach raportuję co następuje:
Ogólnie - siedem na dziesięć.
Moja niechęć do napędu z jedną koronką rośnie z każdym dniem.
Dobra. To może było zbyt negatywne.
Zrobiłem sobie rower stricte szosowy. Przy czym szosowość jest głównie w oponach, bo mam tam pełne slicki 28mm i dość dużą, jak na mnie, koronkę napędową - 44 ząbki. Rower jeszcze musi dostać jakiś sensowny, lekki widelec amortyzowany z 30-40mm skoku. Nie będę montować sztywnego, gdyż jazda na takowym kończy się dla mnie nieodmiennie łokciem golfisty. To, oraz fakt, że VELO kłamie co do długości sterówki w widelcach Accent CX i mam uraz. Suntour mnie jeszcze nie okłamał.
Wszyscy wiemy, że skończy się to kupnem czegoś Suntoura :)
Abstrahując od specyficznej formy masochizmu jaką jest jazda na oponach nabitych do 100psi sztywniakiem na niektórych okolicznych szosach, do furii doprowadza mnie napęd 1xX. Zrobiłem sobie w tym rowerze właśnie taki. Kaseta 11 rzędowa 11-36, własnego kreatywnego dziergu.
No więc jeżdżę sobie, zaliczam na Stravie segmenty, mijam innych ludzi i kolarskiej pasji doprowadza mnie fakt, że ZAWSZE jestem na złym biegu, gdyż w zakresie moich prędkości przelotowych używana przeze mnie kaseta oferuje mi cztery przełożenia rozstrzelone co dwa zęby. Tragedia.
Testowo zamiast tej 11-36 dałem 11-28, i to 10 rzędowe, i nagle problem znika. Niestety, brakuje nieco zakresu. Poprawka - brakuje zakresu na tyle, że nabieram nowego szacunku dla ludzi pokroju Szozdy, którzy to na znaczne górki wjeżdżali na 42/21. Nawet damskie (jak na tamte czasy) 44/28 na niektóre górnośląskie zmarszczki to twardoooo...
Na testowym segmencie Stravy na "szosie" z napędem 1x11 miałem słabszy czas niż na Włóczędze, a ten ma kasetę 11-25 i opony terenowe. Fakt, nabite do 4bar opony CX, ale to wciąż opony terenowe.
Problemu upatruję tutaj w sposobie sekwencjonowania koronek na kasecie i wciąż kołacze mi się konkretny model teoretyczny nad którym będę deliberować za jakieś sześć paragrafów.
Poza tym projektuję szosowego dubla 42/30.
*cóż za chędożenie
Ramę dla szosówki pobrałem z poprzedniego roweru do wożenia dziedziczki na lody. Jest to CUBE jakiś do trekkingu. Po czterach latach "ostrego katowania" czyli cięgania przyczepki, bagażu, fotelika z dzieckiem wraz przyczepką rama jest wciąż w jednym, spójnym kawałku. Jej poprzednik - Poison do tego samego celu poległ po roku. Swoją drogą niemieckie Poison Bikes nie załatwiło reklamacji. Niech im kuśka uschnie do siódmego pokolenia wprzód.
Enyłej. Zanabyłem drogą kupna Primala 2017 w rozmiarze XL. Dla ludzia 195cm. Rzekomo, wg tabelki importera. Nie ukrywam, że kupiłem troszkę pod impulsem, troszkę za podszeptem pewnego blogera. Tak wiem, model 2018 a 2017. Ale jak bardzo można zepsuć rower?
Wyszło tak:
Czuję się znowu jak w 2009 i szukam jakiegoś roweru który nie jest totalną porażką, gdyż każda dostępna rama jest przeznaczona dla krasnoludków. Więc sobie pomarudzę.
Drogie VELO:
W ogólności, to Primal 2017 XL to rama zbudowana według zasad wg których ramy spawano dekadę temu wg fetyszy sprzed dwóch dekad. Wielki widelec i do tego malusia rama, bo tak "zwrotniej". Po drodze niestety oznacza to również, że jest w praktyce nieużywalny zgodnie z przeznaczeniem.
Moja nauczka z tego jest taka: nie słuchać mentalnych zachwytów na temat geometrii od kogoś kto jest ode mnie niższy o stopę. Ich perspektywa jest całkowicie inna.
Primala pewno zajadę, dostanę wymianę na nową i sprzedam bez żalu. Tak jak to się stało z Peak'iem. Powstanie też chyżo artykuł na bloga o tym jak się robi rowery dla wysokich osób.
Przejdźmy zatem do czegoś przyjemniejszego. Ale najpierw, porno:
Obrazy dla napędu ROTOR 13 sp zostały pobrane z serwisu BikeRumor
Dobra. Odkładamy chusteczki, kończymy papierosa.
Rotor to pierwsza firma która robi 1xX dobrze.
Oczywiście mówimy to o Rotorze, więc, przynajmniej patrząc na cenę, jest to poziom Eagle'a i grubych wypasów. Więc jakbym kupił, do oczywiście ulegnie to klątwie wypasu i spłonie samoistnie w moim rowerze.
Widziałbym takie 10-36 we Włóczędze...
Rotor 1x13 w skrócie:
System ma, moim zdaniem, trzy słabe punkty.
Uno - za dużo rzeczy upchane w przerzutkę - mamy tam mechanizm indeksacji, sprzęgło, wihajster do odblokowania wózka, sprężynę i jakiś zbiornik płynu hydraulicznego. W praktyce urwanie przerzutki oznacza koniec wycieczki. Na szosie raczej mało prawdopodobne, chyba, że z powodu wywrotki. Na MTB - cóż, lud łyknął przerzutki za 1200zł, łyknie i to... ale do DH bym nie używał.
Due - brak krótkiego, albo przynajmniej średniego wózka przerzutki. Do kasety 10-36 takiej wielkiej brony nie trzeba. Z drugiej strony - krótki wózek złamałby kompatybilność ze wszystkimi kasetami, więc taka trochę to zada lub waleta.
Tre - skopana linia łańcucha na najniższych przełożeniach w mtb. Na szosie przejdzie, bo koronka na korbie będzie bliżej ramy, ale w MTB trzeba będzie korzystać z korb 'standardowych' pod linię łańcucha 50mm ale piast boost/150/157. W ten sam sposób - problemem będzie jeszcze bliższy kołnierz piasty od strony kasety do jej środka, więc i jeszcze gorszy kąt szprych. Kto wie, może inżynierowie odkryją, że od strony napędu trzeba dawać grube szprychy...
Moim zdaniem zaś to ta zapowiedź Rotora przyćmiewa nowego XTRa...
Wracając zaś do kontekstu 1x11 na szosie o którym pisałem wyżej. Korzystałem z przerobionej kasety MTB, co było sercem mojego problemu. Gdybym miał progresywną kasetę taką jak oferuje rotor - z gęsto rozłożonymi biegami wysokimi, to rezultat eksperymentu byłby zupełnie inny.
Poza tym polecam moje rozważania na temat 1xX na szosie: Jeden blat w szosówce
Macz kłality, so USA, very solid, łał.
Mam z małżonką zwyczaj spędzać urlop na trekkingowaniu. Bierzemy rowery, bagaże i jedziemy przez dwa tygodnie z miejsca A do miejsca B odległego o te 300-400km. I od czasu przejęcia przez PKP Intercity pociągów pośpiesznych mamy problem który w tym roku awansował do poziomu absurdu.
Kiedy pociągi pośpieszne, zwane pieszczotliwie rzeźniami, jeździły w postaci zielono-kremowych wagonów na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy" przewóz roweru polegał na kupnie biletu 10 minut przed odjazdem i potem uprawianiu tetrisa w wersji 'live' w tylnym, lub przednim przedsionku. Czasem był wagon z rozbebeszonym przedziałem gdzie te pięć, sześć rowerów się mieściło. Było dobrze.
Teraz jednak wysokiej klasy high-tech, XXI wieczny system rezerwacji pekapu powoduje, że kupując bilet na trzy tygodnie przed planowaną podróżą nie mamy gwarancji, że dostaniemy go z możliwością przewozu rowerów.
Dwa lata temu kupując bilet z Katowic do Białegostoku wcisnęliśmy się w dwa z _czterech_ miejsc rowerowych na cały skład Pesa Dart. W drodze powrotnej - z Tczewa do Katowic jechaliśmy Pendolino z podobnym rezultatem. Ale wtedy dziedziczka jeździła jeszcze na Hamaxie. Przyczepkę bagażową zmieściliśmy na tzw "krzywy ryj". Teraz dziedziczka jeździ na "wysokiej klasy" produkcie WeeHoo który jest w praktyce trzecim rowerem.
Inter City _nie posiada_ składu gdzie nasze rowery mogą jechać razem z nami. Ale TLK jeszcze istnieją, więc jak to wygląda tam?
Plan na ten rok: Jedziemy do Piły, kręcimy się po Kociewiu, odwiedzamy ojca dyra, lądujemy w Inowrocławiu i wracamy do Katowic.
Teatrzyk fioletowy kur, zaprasza na sztukę: Kupujemy Bilet TLK na Rower!
Akt 1: Bilet do Piły.
Miły pan w kasie dworca od razu powiadomił mnie, że rowery będą jechać w różnych wagonach, bo liczba miejsc ograniczona. Super - 300 ton stali wielkości stodoły, brak miejsca na rower. Potem powiadamia mnie, że trzy opcje połączenia które sobie zaplanowałem "się nie da" bo jedna zwiera w sobie Przewozy Regionalne a druga i trzecia są zarezerwowane.
Ostatecznie udało się kupić bilet na pociąg sześć godzin po planowanym czasie wyjazdu. Ale przynajmniej połączenie bezpośrednie, a nie z użyciem tej okropnej PRki. Znalezienie połączenia zajęło nam 30 minut. Na szczęście byłem o 23:30, bo podejrzewam, że inni pasażerowie by mnie ukamienowali.
Akt 2: Bilet z Inowrocławia.
Przychodzę trzy dni później z zamiarem kupna biletu powrotnego. Połączenie planowane? Trolololo, nie ma miejsc. Połączenie alternatywne? Trolololo, nie ma miejsc. Alternatywy?
Tym razem miła pani wynajduje pociąg do Poznania... ale przesiadka jest niemożliwa, bo nie ma miejsc. Potem znajduje pociąg do Wrocławia zwykłego, lądujący tam nieco po 22. Ale dalsza podróż nie jest możliwa, bo machina szatana, trebusz deprawacji i ognisty rydwan faszyzmu w postaci roweru nie może być przewożony tym pociągiem.
W tym momencie pani kasjerka rozkłada ręce.
Akt 3: Międzylądowanie w Breslau
Pytam zatem... czy może pociąg następnego dnia?
Pani kasjerka z ulgą powiadamia mnie, że postępowe Pkp InterCity przewiduje przewóz rowerów w pociągach o godzinie 5, 7, 11 itd. do wyboru.
Biorąc pod uwagę, że mam 7 letnie dziecko pod ręką, decyduję się na pociąg o 16:30, żeby przynajmniej Wrocław sobie obejrzeć.
Ale tutaj jest problem, gdyż Pekap nie przewiduje biletu o tak dużej przerwie w podróży, więc Pani może wystawić dwa bilety... ale może wystawić jeden, jeżeli ruszę o 14:30, na co ostatecznie się decyduję.
Finał:
I w ten oto sposób, 350km dystansu z Inowrocławia do Katowic zamiast Magistralą Węglową bezpośrednio, przejadę drogą okrężną o długości 500km z noclegiem w środku, gdyż InterCity wciąż nie radzi sobie z przewożeniem rowerów.
Opada kurtyna z szyn kolejowych.
Powód tego faktu? Podejrzewam, że "przewóz roweru w wagonach nieprzystosowanych" to dla IC dwa miejsca na rower - jeden na każdy koniec składu. W efekcie jak chcę jechać na trzy bicykle, to odpada 90% oferty fioletowego przewoźnika.
Drzewiej, poczciwe "kibelki" EN57 posiadały przedział dla podróżnych z większym bagażem. Tam wchodzi ok 20 rowerów. Teraz, mamy nowoczesne składy Pesy czy Newagu, lub pociągi przedziałowe i nawet wyjazd z rowerem z Katowic do Bielska bywa problemem, gdyż miejsca na rowery w tych składach często jest za mało. Wielokrotnie zdarzało mi się, że weekendowy wyjazd oznaczał spakowanie jak sardynki, gdyż "przedział rowerowy" w składzie ELF to dwa haki, które i tak mojego enduraka z jego długością nie są w stanie obsłużyć...
Dotarcie do tej części artykułu jest oznakiem wysokiego IQ. FYI.